czwartek, 22 listopada 2012

Listopadowe zaległości

Minęły wieki, od kiedy umieściłam ostatniego posta! W Japonii czas mija jak szalony, ani się spostrzegłam, a tu już koniec listopada.... Ma szczęście, bardzo ładnego i słonecznego (no dobra, patrząc po aktualnej pogodzie za oknem to nie bardzo, ale przynajmniej dzisiejszy deszcz zmusił mnie do piżamowania w domu i nadrobienia blogowych zaległości, więc coś za coś).
A więc listopad, oprócz dużej ilości nauki (która zresztą sprawia mi satysfakcję), początków kariery modelki (o czym kiedy indziej, ale nie napalajcie się za bardzo, bo to tylko jednorazowa akcja) i chronicznego niewyspania (co regularnie odbijam sobie przynajmniej raz w tygodniu śpiąc do woli, więc się nie martwcie, no ale to niestety takie japońskie, że sen jest czasem sprawą drugorzędną), wybraliśmy się na przyjemną wycieczkę na górę Takao. Jest to góra położona jakieś 50 minut pociągiem od naszego akademika, więc aż grzech byłoby się tam nie wybrać żeby pooglądać kolory jesiennych liści drzew! Jako że wspinaczka jak to wspinaczka, czasem ciężka i marudziliśmy, a ludzi było pełno, ze względu na koyo (jesienne liście) i to, że dzień wcześniej padał deszcz i wszyscy gości zdecydowali się na wyprawę w niedzielę, pominę dokładniejsze opisy i po prostu umieszczę zdjęcia.
 U stóp góry, rozpoczynamy ponad 1,5 godzinną wspinaczkę.
 Widok z połowy trasy.
 Lauren z zapałem uchwycała jesienne kolory.
 Tłum ludzi piknikujących na szczycie.
 Miało być grupowe zdjęcie, ale Lauren i Banchan jak zwykle gdzieś się zapodziały!
Jak zawsze, jedzeniem musiało się skończyć, tym bardziej, że towarzyszył nam wilczy apetyt po wędrówce. Tu Takao ramen, smakował jak nigdy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz