Pierwsze dni były ciężkie. Choć już raz tu byłam, nagle wszystko stało się obce, niefajne, nic mnie nie cieszyło, nawet onigiri kupione w conbini było niesmaczne... Potem zaczęło się narzekanie, że akademik nie taki, że ludzie dziwni, uniwersytet beznadziejny, zajęcia nudne, wszystko załatwiaj sama, wypisuj formularze po japońsku, lataj, biegaj, wytężaj umysł, no i jet lag. Naprawdę chciałam wracać do domu! I co mi w ogóle do głowy przyszło, żeby jechać tak daleko i to na rok! Ale z upływem czasu, jak to zwykle bywa, wszystko staje się coraz bardziej jasne i oswojone, więc i ja się uspokoiłam. No i mam internet, to w końcu okno na świat i najważniejszy kontakt z Wami :)
Następne zadanie: kupić rower! Tu wszyscy jeżdżą rowerami. Transport jest strasznie drogi, odległości za duże, żeby iść pieszo, a kupno roweru, nawet nowego, zwraca się po miesiącu, licząc ceny biletów.
Umieszczam pierwsze zdjęcia i koniec na dziś. Obiecuję sukcesywnie rozwijać bloga. Trzymajcie kciuki!
mój pokój! ciasny, ale własny :)
bardzo malutka restauracyjka japońska. menu jest napisane u góry po japońsku, jak się nie zna znaków to ciężko coś zamówić!
obiadek! makaron udon. smakuje trochę jak rosół :)
dworzec shinjuku
shinjuku, gwarna i rozrywkowa dzielnica Tokio
no i oczywiście kolacja z Adachim :) tofu, małże i ryby
Barbra, uwielbiam japońskie jedzenie, wrzucaj zdjęcia i udanego pobytu! :*
OdpowiedzUsuń